niedziela, 29 grudnia 2013

Czym są Pytaki? Pretekstem! :)



Kto dawno nie mówił Ci że Cię kocha? Chcesz, żeby Ci to teraz powiedział? 
Z kim chciałbyś spędzić trochę czasu sam na sam? Umówcie się teraz.
Komu dawno nie pomagałeś? Umów się z nim teraz, w czym i kiedy mu pomożesz.


Czym są Pytaki?

 Ponieważ składają się żetonów, kart i kostek można by nazwać je grą. Jednak nie do końca byłaby to prawda. Bo w Pytakach nie ma rywalizacji, nikt też nie wygra. Bo celem Pytaków jest  wartościowe spędzenie czasu razem, rodzinnie. Pytaki są pretekstem, żeby porozmawiać, pobyć ze sobą i zrobić dla siebie nawzajem coś miłego. Pytaki mogą sprawić, że zbliżymy się do siebie.
   Początkowo, zwłaszcza niektóre osoby, zaskoczone tym, że mają mówić przy wszystkich o swoich uczuciach lub przeżyciach, odpowiadają jednym słowem, lub próbują wymigać się od odpowiedzi. Próbują korzystać z możliwości wymiany żetonu.
W miarę upływu czasu, członkowie rodziny powoli się otwierają i może nie to, że nagle stają się bardzo wylewne, ale zaczynają coś o sobie mówić.
 W Pytaki można grać w dużej grupie – my graliśmy z Rodziną, którą strasznie lubimy, ale rzadko mamy okazję się zobaczyć. Pytaki integrują, sprawiają, że można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o bliskich osobach. Jednak, leżące na półce w ciągu dnia, zamknięte w pudełku, kusiły,  i wiem, że  stały się przyczyną do rozmowy w parach. I to owocnej i naprawdę zbliżającej rozmowy :)
Myślę, że im więcej razy się gra, im ludzie są bardziej zaangażowani, im bardziej się otworzą, tym więcej można z tego czasu wyciągnąć. Inaczej gra wygląda, gdy osoby znają się mniej, inaczej, kiedy zagra ze sobą małżeństwo, jednak za każdym razem jest bardzo miło :) Trzeba jednak pamiętać, aby nikogo nie pospieszać, nie śmiać się z wypowiedzi, nie przerywać i słuchać się wzajemnie . Można też, moim zdaniem, pomagać, jeśli ktoś nie może poradzić sobie z odpowiedzią, czuje się zakłopotany lub nie przychodzi mu nic do głowy. Wiadomo, że każdy ma prawo nie odpowiedzieć na pytnie, jednak warto powiedzieć graczom, że jeśli każdy zrezygnuje z odpowiadania na choćby dwa pytania, dużo stracimy.



Po zagraniu wiele razy w różnych wariantach (np. w wariancie, w którym każdy odpowiada na wylosowane pytanie) może zabraknąć czegoś nowego. Myślę, że Pytaki można tworzyć dalej, w zasadzie w nieskończoność :) Każdy może wymyślać kolejne pytania, które dla innych będą niespodzianką.
Zachęcamy Was bardzo do skorzystania z Pytaków. Zwłaszcza, jeśli macie w rodzinie zbyt mało czasu, żeby ze sobą rozmawiać, lub jeśli czujecie, że wspólne oglądanie telewizji nie zbliża Was tak, jakby mogło. Jeśli macie problem z wyrażaniem uczuć, lub mówieniem o sobie. Granie w grę z małymi dziećmi sprawi, że mówienie o swoich uczuciach, pragnieniach i smutkach będzie naturalne, a te umiejętności pomogą im tworzyć dojrzałe więzi w przyszłości. Granie raz na jakiś czas sprawi, że będziecie na bieżąco, bo są przecież rzeczy, które się zmieniają, np. marzenia, czy postrzeganie czegoś.
W Pytaki można grać wieczorem przy stole, ale wiem, że niektóre rodziny, zabierają je ze sobą w podróż, na długie samochodowe trasy.
Warto spróbować :) Na pewno Pytaki  Wam nie zaszkodzą :) A prawdopodobnie nawet pomogą :) Z każdą kolejną rozgrywką, gdy każdy z Was poczuje się pewniej, bezpieczniej, gdy przypomnicie sobie (o ile zapomnieliście) że lubicie przebywać ze sobą i rozmawiać, gdy zaczniecie się otwierać na siebie nawzajem, tworzyć nowe żetony, będziecie coraz bardziej lubić Pytaki.
Bo to naprawdę nie jest taka zwykła gra :)
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, możecie przeczytać sobie tu: Pytaki :)



sobota, 21 grudnia 2013

Kluchowy łańcuch na choinkę

Dziś Robercik robił kluseczkowy łańcuch na choinkę. Potrzebny jest makaron rurki, farby - najlepiej akrylowe, sznurek, koralik na koniec i najlepiej wsówka do włosów jako wielka, bezpieczna igła.
Miło jest też mieć rękawiczki, albo macie w domu gumowe, albo można wziąć foliowe ze stacji. Chodzi o to, że malowanie każdej kluski po kolei jest strasznie męczące. Sposób z rękawiczkami wymyśliła pewna Kasia P. ;P  Trzeba pomalować farbą obie rękawiczki i po kilka, czy kilkanaście kluch wziąć w ręce.
Potem trzeba je wysuszyć a gdy są gotowe ponawlekać. Wcześniej robiłam taki łańcuch z przedszkolakami i miałam w przedszkolu jeszcze taki ładny srebrny brokat w sprayu i bez względu na kolor makaroniki były jeszcze popsikane tym sprayem i ładnie błyszczące. W domku zrobiliśmy samą farbą, ale i tak jest ok ;)
Dużym plusem łańcucha jest to, że jeśli ma się w domu farby, a zazwyczaj każdy kto ma dzieci ma w domu jakieś farby, można go zrobić za 2.50 ;) A zajęcie jest na dłużą chwilę. Nie jest to oczywiście szczyt elegancji, jednak moim zdaniem w choinkach dla dzieci nie chodzi o elegancję i przesadną estetykę, a bardziej o to, żeby dzieci miały przyjemność z tego, że wisi na niej dużo rzeczy zrobionych przez nie :)



Robert wykończony po pracy ;P

Nasza specjalna igła



Mniej więcej połowa naszego łańcucha :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Wieniec adwentowy

Zrobiliśmy sobie w tym roku wieniec adwentowy. Wiele osób wiesza sobie taki na drzwiach, nasz leży na stole i służy nie tylko do wyglądania ;)Ponieważ więc nasz ma pozapalane i potopione świece, na potrzeby synkowego konkursu w przedszkolu zrobiliśmy nowy wieniec.
Oto przepis:
Potrzebujesz:
> pudło kartonowe
> nie potrzebny materiał, np. nogawkę od spodni
> taśmę klejącą
> mocny klej
>dwa rodzaje tiulu
>nożyczki
>przeróżne piękne ozdoby (im więcej naturalnych, tym moim zdaniem lepiej)

Przede wszystkim odrysowujemy duże koło a w nim małe koło i 4 kółka na świece ( najlepiej od świec plus 0,5 cm, bo kiedy obwiniemy wszystko tiulem, kółka się zmiejszą ) oraz drugie duże koło tylko z dziurką w środku (podstawa).

Do dolnej części przykładamy zwinięty w rulon materiał i przyklejamy zwykłą taśmą klejącą na okrętkę. Potem każde z kół owijamy tiulem. Składamy ze sobą obie części i owijamy kolejnym pasem tiulu aby te części połączyć. Oczywiście tą z dziurami na świece owijamy na tyle sprytnie, żeby móc tam potem te świece wsadzić ;P Efekt tych zabiegów wygląda mniej więcej tak:






Jak widać na zdjęciu my dodaliśmy sobie dla ułatwienie jeszcze taki złoty sznureczek - po pierwsze żeby tiul lepiej się trzymał po drugie później przyczepialiśmy do niego ozdoby, które były na drucikach.

No i właśnie. Pozostaje na tym etapie, ozdobić wieniec. My mieliśmy różne fajne ozdoby z różnych bukietów, od rodziców, plus orzechy włoskie, suszone plasterki cytryny, anyżowe gwiazdki, korę cynamonu itp. Dodatki przymocowane są na dwa sposoby -  klejem i drutem ;)





















A oto efekty naszej pracy :)
W kawałkach:





I w całości:


sobota, 16 listopada 2013

galaretkowe ciastka?

Odkryłam ostatnio, że pan Robas lubi galaretki. Fajnie, bo akurat idzie zima  robi się je łatwo, szybko i przyjemnie. A dziś postanowiliśmy urozmaicić nasz deserek i powycinać wzorki.
Najpierw nasypywaliśmy do garnka z gorącą wodą i mieszaliśmy (Robert) oraz mieszaliśmy dokładnie (mama ;P). Potem wylewaliśmy galaretki na płaskie naczynia (Robert z mamą) i wynieśliśmy je na balkon (mama).





Kiedy zastygły powciskaliśmy wybrane foremki (Robert)






No i potem najtrudniejsze.. przełożenie kształtów na talerzyk. To już mama. No i może mało odkrywcze, ale ważne jest żeby była gruba ta galaretka. Dużo łatwiej przełożyć. No i dobrze wybrać kształty nie za długie, nie za cienkie nie za dziwne ;P Łyżeczką trzeba zabrać galaretkę wokół foremki. A potem podważać kształt drewnianą łopatką do smażenia.




                                                                                      
  Talerz pierwszy zawiera ;P wielbłąda, jeża, karo, psa, rakietę, parasol i dinozaura.                                                                               
Drugi lisa, krzyżyk, misia i ślimaka






Na ok 25 wyciętych foremek uda się przełożyć pewnie z połowę. Ale i tak efekt jest fajny i miło zjeść galaretkowy parasol zamiast zwykłej galaretki ze szklanki :)

niedziela, 27 października 2013

Jesienne dynie

Pewnego wieczora dzwonią sąsiedzi i mówią, że kupili dynie i czy wycinamy je razem :) no więc... oczywiście, że tak :) Tak oto powstały 4 jesienne dynie, z których 3 wylądują w domkach a jedna w klubie szermierki ;P
Tym razem, Robcio nie miał udziału w tworzeniu, jednak już zostało postanowione, że lada dzień zabierzemy go na wieś do takiej pani, która ma dużo dyń i je sprzedaje. Bo to na prawdę fajna imprezka, a zwłaszcza jej efekty. Wtedy Syn zrobi swoją jesienną ozdobę. Wiadomo, jego rola ograniczy się głównie do wymyślenia co on tam chce mieć na tej dyni i ewentualnie do wstawienia świeczki do środka. Ale to i tak bardzo ważne, to będzie Jego dyni :P
Ale na razie fotki z wieczoru dyniowego dla dorosłych ;P
Jakość zdjęć jest taka sobie, bo komórki w nocy robią zdjęcia każdy wie jakie, no ale coś tam da się zobaczyć ;)


Powiem jeszcze może, że powstały dynie:
spiralowo dziurkowa średnio udana (moja ;)
oraz 3 bardzo udane:
kotkowa
dziurkowo gwiazdkowa
i szermiercza ;)

Do produkcji dyń posłużyły nam markery, magiczne gąbki zmywające markery, noże, gwoździe, łyżki i śrubokręty ;P
Praca trwała ponad 3 godziny, ale na prawdę nie wiem kiedy to zleciało :)








PROCES TWÓRCZY:
























NO I EFEKTY:

Dynia gwiazdkowo dziurkowa




Dynia Kocia



Spiralno dziurkowa



Jakby wycięta laserem szermiercza dynia part 1



Part 2

Rzut z góry ;P


WYSTAWA



Następna edycja imprezy odbędzie się już z Panem Robertem :)


piątek, 25 października 2013

Stare koło rowerowe i osłonki na kwiaty :)


Co fajnego można zrobić z osłonek na kwiaty oraz starego koła rowerowego?? No co?? :)
Wczoraj moje dziecko robiło z Tatą swym żyrandol. Efekty uważam za niezwykłe, dlatego piszę o tym przedsięwzięciu :)
Wiadomo, że główną część pracy wykonał Tata, jednak Rober: grzebał w skrzynce z narzędziami wciąż zadając pytania a "co to?" i rozpraszając Tatę a następnie , układając je na podłodze jako te, które na pewno się przydadzą czyli np. gwoździe, klucz francuski, taśmę do zaklejania szczelin w suficie, czy też klej do styropianu ;P Robert płakał też, że boi się wiertarki, przez co Tata wylądował z całym sprzętem na balkonie ;P  Poza tym Robert podawał Tacie różne rzeczy, o które ten go prosił i nauczył się co to jest kostka (ta do prądu) oraz że łączy się w niej kabelki z prądem. No i że w tych kabelkach płynie prąd i dlatego świecą się żarówki. Robert też czyścił papierem ściernym koło z rdzy i malował je białą farbą :)  Potem tata "tylko dokończył" ;) i powiesił ich wspólne dzieło :P
Zdolnych mam chłopaków, co? :)


























No i słuchajcie oto efekty! ;) w dzień i w nocy (wiem, wiem musimy wymienić jedną żarówkę, zrobimy to ;)











czwartek, 24 października 2013

Widoczki i zimowy skarb

Dziś wieczorem, kiedy zrobiło się ciemno, poszliśmy z Robertem zakopać skarb!
Długo się przygotowywaliśmy do tego zadania. Musieliśmy zgromadzić nasze malutkie skarbki tworzące nasz jeden duży skarb, plastikowe wieczka od serków, łopatki, kartki, zapałki i kilka innych przedmiotów. W końcu ubraliśmy się cieplutko i wyszliśmy na dwór, szukać najlepszego miejsca :)
Naszą kartkę, obdarliśmy trochę i opaliliśmy


zapałkami, ale ponieważ nadal była zbyt "nowiutka" poskakaliśmy po niej butami, którymi wcześniej wchodziliśmy do mokrej piaskownicy ;P
Potem, po zdecydowaniu się w jakim obszarze zakopiemy skarb i po narysowaniu mapy poszliśmy na koniec osiedla, za parking i przy jednej z latarni (nie powiemy Wam koło, której, bo nie chcemy, żebyście go wykopali ;) ukryliśmy go!
Zrobiliśmy najpierw dół, i tam na małych przezroczystych, plastikowych przykrywkach od serków ułożyliśmy widoczki.Robiłam kiedyś takie z mamą, tylko latem, z kwiatków, szkiełek i kolorowych papierków. Latem jest ciepło i można sobie nad tym posiedzieć i poukładać na prawdę ładne rzeczy :)






Nasze różności ( korki od butelek, przypinki, koraliki, spinacze, klocek lego, metalowego Indianina, kluczyk, świecącą gwiazdkę, kostkę przezroczystą, pionek, auto z jajka niespodzianki, szklaną kulkę, muszelki i masę innych super rzeczy ;) przykryliśmy wielką plastikową przykrywką i zasypaliśmy. Musieliśmy być bardzo cicho, bo akurat jeden z sąsiadów szedł niedaleko nas na spacer z psem. Emocje trochę jak z czasów dzieciństwa ;P Mówiliśmy tylko szeptem, a w pewnym momencie musieliśmy się prawie położyć. Jest tam wprawdzie wysoka trawa, ale mimo wszytko mogli nas zauważyć. Szczerze mówiąc bałam się trochę, że ten pies nas wyczuje i podbiegnie do nas albo wystraszy się sam i zacznie na nas warczeć, no ale na szczęście sobie w końcu poszli ;P




Miejsce ukrycia widoczków oznaczyliśmy małym sznureczkiem, mimo, że wiemy ile kroków od latarni ono się znajduje.


Potem ukryliśmy jeszcze jedną ważną rzecz! Wiecie co? Piątaka ;P A wiecie po co? Bo skarb odkopiemy dopiero na wiosnę, pierwszego tak ciepłego dnia, że będzie można pójść na lody ;P i właśnie tego piątaka na nie wydamy :) na inaugurację sezonu lodowego :)




Mapę ukryliśmy w specjalnym miejscu, żeby nam się do wiosny nie zgubiła. Robert chciał odkopać skarb już ze 3 razy tego wieczoru, ale wytłumaczyłam mu, że na lody już trochę za zimno, więc musi cierpliwie poczekać ;) Zabawa bardzo fajna - dużo emocji i dla dziecka i dla mamy ;P