Na Antarktydzie nie ma żadnych ludzi, poza naukowcami i badaczami.. A skoro nie ma ludzi... nie ma też baśni. Nie ma baśni opowiadanej przez ludzi, przekazywanej sobie z pokolenia na pokolenie.. Jest jednak pewna baśń nie dotycząca człowieka, nie mająca z nim nic wspólnego, baśń przez setki lat nigdzie nie spisana ... a nawet nie opowiedziana.
Dopiero kilka lat temu ktoś wykonał ogromny wysiłek, byśmy mogli poznać tę piękną, ale też przerażającą i smutną historię. Dla Robcia napisałam ją swoimi słowami tak, by była tylko piękna...
Słowa brane w cudzysłów to cytaty, bez cudzysłowu to moje, na podstawie tego, co usłyszałam. Musiałam całość skrócić, uprościć trochę i pominąć wiele na prawdę momentów... znajdują się one w nawiasach - tego nie czytałam na głos.
A cała historia zaczyna się tak....
"Daleko, daleko za górami, za morzami, leży skuta lodem kraina. Kiedyś, wiele księżyców temu była żyzna i zielona. Wiały tu ciepłe wiatry, a życie było łatwe. Ale później nadeszła zima i okryła wszystko białym płaszczem. Zniknęły rośli i zwierzęta. Tylko One, postanowiły zostać i stawić czoło najazdowi mrozu. Czas płynie i ziemia zmienia swoje oblicze, a one wciąż tam wracają, jak pielgrzymi. O nich jest ta opowieść..."
"Gdy mija trzecia część roku, a słońce i księżyc spotykają się na niebie " pierwszy pingwin wyskakuje z wody. Czeka na pozostałe. Kiedy wszystkie zbiorą się już na powierzchni i zauważą tylko sobie znany znak ruszają w pierwszą podróż - w głąb lądu. "Ich życie jest podzielone między dwa żywioły - morze, które je żywi i ląd, gdzie przychodzą na świat. Daleko za śnieżną równiną, za lodowatymi górami, w sercu białego kontynentu jest miejsce spotkań, miejsce początku każdego z nich."
Co roku wędrują tą samą drogą, jednak ona zawsze wygląda inaczej. To dlatego, że lodowe góry latem pływają sobie gdzie chcą, a dopiero zima przykuwa je tam, gdzie je zastanie. Jednak mimo wszystko jeszcze żadna pingwinia karawana nie zgubiła drogi. Pingwiny najlepiej czują się w wodzie, marsz, jest dla nich ogronym wysiłkiem, dlatego idą wolno i nieporadnie. Na miejsce docierają po 10 dniach. Granitowe skały w Oamok - tam przyszły na świat i tam pojawiają się co roku, o tej samej porze.
Kiedy wszystkie już przybędą na miejsce ( z wyjątkiem tych , które nie nadążyły za stadem i zgubiły drogę, co oznacza po prostu ... śmierć..) szukają najwspanialszego pingwina, z którym mogły by mieć jajo. Każdy śpiewa najpiękniej jak umie. Pary, które już wiedzą, że chcą być razem i walczyć o to by ostatecznie doprowadzić swoje potomstwo na wybrzeże, odchodzą na bok. Tam zaczynają się ptasie gody. Pingwiny przytulają się,a każdy tata pingwin sprawia, że w brzuszku mamy pingwin zaczyna rosnąć jajo. Teraz jest cicho i spokojnie. Zaczyna padać śnieg. Po woli nadchodzi zima. "Mija jeden księżyc... czekają.. mija drugi..też nic.. ale, z trzecim nadchodzi ta chwila! Jajo!" Już jest! "Jajo trzeba szybko schować, okryć piórami, bo czyha na nie mróz." Po noszeniu w sobie i złożeniu jaj matki są wycieńczone. Muszą wrócić do morza, najeść się i zagrzać (!). Ale najpierw każda z nich oddaje jajko pod opiekę tacie. Podanie sobie tego jaja musi odbywać się bardzo delikatnie i sprawnie, żeby krucha skorupka nie uszkodziła się i żeby jajko nie zmarzło. ( Bardzo wiele jaj upada i pęka, lub zamarza. Najczęściej tracą jaja młode, nie doświadczone pingwiny). Kiedy jajka są już pod opieką samców, czas się rozstać. Matki wracają na wybrzeże, żeby zregenerować siły i przynieść w brzuchach zapasy pożywienia dla piskląt, które za jakiś czas się wyklują.
"Tak zaczyna się druga wędrówka... wędrówka o zmierzchu". Bo oto nadchodzi zima, już niedługo zaatakuje. Matki wrócą tu, za dwa miesiące, kiedy najgorsze minie.
Zaczyna padać śnieg, i wieje wiatr. Jest niewiarygodnie zimno -40 stopni celsjusza. Samce tworzą mocno przytuloną do siebie grupę. Drepczą, uważając na jajo i zmieniają się co jakiś czas - ci co stali na zewnątrz mogą wejść do środka i się zagrzać. (Nie wszyscy jednak przeżyją tę zimę. Zbyt wyczerpane i wychłodzone samce po prostu upadają na lód i nie mają już siły wstać. Zamarzają a kolejna burza śnieżna przykrywa je tak, że znika po nich ślad..) Matki w tym czasie docierają do morza, i spędzają całe dnie na szukaniu pożywienia. Odbudowują swoją tkankę tłuszczową i zbierają zapasy dla piskląt. ( Również nie wszystkie powrócą do Oamok. Niektóre zostaną pożarte przez morskich drapieżników, na przykład przez uchatki. Dla ich piskląt również oznacza to śmierć...). Ojcowie dalej wysiadują jajka, już od 3 miesięcy nie jedli. Panuje tu teraz, w Oamok, zupełna ciemność.
Najedzone matki ruszają w trzecią podróż - do piskląt, które już niedługo mają się wykluć.
"Ten ranek jest inny. Coś błyszczy na horyzoncie. Wraca słońce!" Po woli małe dzióbki przebijają skorupki jajka i wykluwają się młode.Od razu są bardzo głodne i czekają na swoje mamy. Tatowie mają dla nich zachowaną tylko jedną porcję jedzenia. Teraz mamy idą dłużej, 20 dni, bo wszystko jest skute lodem. Ale docierają w porę ( nie wszystkie) kiedy tatowie mają już siłę tylko na to, by dotrzeć do morza (nie wszyscy). Przed nimi kolejna wędrówka - już czwarta - wędrówka głodnych. Nie jedli przecież od czterech miesięcy.
Mama i tata spotykają się więc tylko na chwilkę, witają się, przekazują sobie pisklaka i już muszą znowu się rozstać. Teraz mamy będą pilnować maluchów. Tatowie śpiewają piosenkę dla swoich piskląt. "Zapamiętaj mój głos mały. Kiedyś mnie po nim rozpoznasz."
Nadeszła wiosna. Małe pingwiny są coraz silniejsze ale jeszcze nie mogą chodzić same po lodzie. Chowają się pod piórami mamy. ( Co jakiś czas przychodzi jeszcze burza śnieżna, którą nie wszystkie niestety przeżywają. Następnie część ginie w wyniku walki matek które straciły potomstwo z matkami, których pisklęta ocalały...) "Ale mija 10 dni... potem kolejne 10 i oto... chop! pierwsza wędrówka. Wędrówka wolnego pisklaka". Kiedy maluchy mogą już jakiś czas być same, mamy wskakują do wody po rybki dla nich - wiosna rozpuściła w niektórych miejscach lód. "Dorośli przychodzą i odchodzą. Mają dwie strony. Biała jest dobra - oznacza jedzenie - czarna gorsza - oznacza, że już się skończyło. Maluchy są całe szare - bo zawsze są głodne".
W końcu wracają ojcowie. Rodziny rozpoznają się po głosie. Mama i tata mogą przez chwilę razem podziwiać swoje dziecko, które po woli staje się duże. Potem zaczyna się kolejna, ostatnia już wędrówka - na wybrzeże. Dorośli idą przodem. Za nimi, z tyłu idą młode. Za rodzicami wskakują do morza. Kiedy dorosną, a będzie to za 4 lata, powrócą do Oamok, żeby złożyć i wysiedzieć swoje jajo, a potem troszczyć się o pisklę na zmianę je karmiąc i grzejąc aż w końcu samo będzie mogło... wrócić na wybrzeże.....
link cała bajka w skrócie ;) |
Historię opowiedzieli: Michel Fessler, Luc Jacquet. Można o tym przeczytać TU.
A obejrzeć można TU.
Ja obejrzałam najpierw sama i pozapisywałam sobie fragmenty, które chcę synkowi pokazać, ponieważ po pierwsze nie dał by rady obejrzeć 80 minut ciągiem, po drugie chciałam, żeby niektórych momentów nie oglądał wcale.
Jeżeli ktoś z Was nie widział Marszu Pingwinów, to na prawdę polecam :P
Etap 2 - Warsztat
My zaczęliśmy nasz warsztat właśnie od obejrzenia wybranych fragmentów filmu. Potem przeczytałam Robertowi spisaną przeze mnie bajkę. I potem postanowiliśmy zrobić swoją własną książkę o pingwinie cesarskim i o marszu pingwinów. Czytałam Robertowi fragmenty bajki i chciałam, żeby znalazł odpowiednie dla tego fragmentu zdjęcie. I tak, po kolei układaliśmy tę piękną historię w całość...
Na jednej stronie mamy tekst na drugiej obrazek. |
Kiedy książka powstała mieliśmy przed sobą kolejne zadanie. Jedno z najładniejszych zdjęć z naszej nowej Zrobić sobie śniegową kulę z dużym pingwinem, który opiekuje się swoim pisklakiem.
Zrobiliśmy sobie śniegową kulę, która ma w środku dokłądnie takie pingwinki, jak na zdjęciu! :) Zobaczcie :)
Żeby zrobić burzę śnieżną w kuli, najpierw trzeba... Wygrzebać krem mamy z pudełka i wcisnąć do słoika po przecierze pomidorowym.
Następnie nalać do umytego pudełka wody z gliceryną i nasypać brokat ( u nas srebrny i niebieski ).
A do wieczka, od spodu przykleić pingwiny, dobrym, mocnym klejem, o tak:
Kiedy pingwiny dobrze już przykleją się do zakrętki, trzeba poprosić Tatę, żeby porządnie zakleił nam kulę. Warto sprawdzić czy mamy w środku odpowiednio dużo wody ( wtedy tata nie wścieka się, że musi wszystko odklejać i babrać się jeszcze raz, tym bardziej, że tak jak prosiłyśmy skleił wszystko na prawdę porządnie ;P).
Trzecim zadaniem było odrysować za pomocą granatowej kalki (może ktoś jeszcze pamięta :D ja uwielbiałam jej używać jak byłam mała) takiej którą kładzie się pod obrazkiem ale na kartce białej i trzeba pomazać książkę żeby coś przekalkować ( świetny wynalazek ;P)
oraz ulepić z masy solnej kontynent, z którego pochodzi nasza dzisiejsza bajka. Tu uwaga - to zadanie będzie dotyczyło każdego kontynentu. Chcemy na koniec warsztatów mieć całą mapę świata 3D z masy solnej, pomalowaną na takie kolory, jak każda mapa fizyczna i w skali 1:20000. Antarktyda nie wygląda tak super, bo jest po prostu biała. Ale inne kontynenty będą na pewno fajniejsze :) W każdym razie to zadanie zostało zrealizowane w połowie. Kontynent jest odrysowany
a mąka rozsypana na obrusie, podłodze i bluzie taty, ale lepienie nie doszło do skutku, gdyż płaczliwy nastrój syna wskazywał na to iż należy go niezwłocznie wyszykować do spania i wepchnąć do łóżka, co też uczyniłam. Tak więc na ostatnią część zadania trzeciego trzeba jeszcze poczekać ;)
Postanowiłam zrobić z Robciem mapę świata, żeby poznał kontynenty. Skoro już mamy mówić o bajkach z różnych kontynentów, to fajnie żeby je ogarniał. A żeby przydała nam się w przyszłości, od razu będzie pokazywała zróżnicowanie wysokości - zarówno kształtem jak i kolorami :)
A tu można zobaczyć co fajnego robią ze swoimi dziećmi inne mamy biorące udział w projekcie. zapraszamy!
Jak dla mnie bomba :-)
OdpowiedzUsuńooo :) dzięki :)
OdpowiedzUsuńczadowo!!! i tez wykorzystakliście motyw podróży-marszu pingwinów, u nas też :)
OdpowiedzUsuńbuźka!!!
(a kolorystyke mapy zachowasz według montessori...?)
Faktycznie! Bo to super film :) Montessori? w sensie że każdy kontynent ma inny kolor? nie, my chcemy zrobić mapę fizyczną - pokazującą ukształtowanie terenu od depresji, aż po najwyższe szczyty ;P
OdpowiedzUsuńświetne pomysły :) Bardzo fajnie podeszliście do tematu. Tez myślałam żeby zrobić mapę świata ale papierową :)
OdpowiedzUsuńKule śnieżne też robiliśmy zimą, ale zapomnieliśmy dodać wody i zalaliśmy samą gliceryną :) Bardzo profesjonalna wasza wyszła:)
OdpowiedzUsuńMamuśka24
Pięknie!
OdpowiedzUsuń