Proszę, synu, wróci tata, zrobicie. Ryk.
Ok, zrobimy kryształy... Zainteresowanie bardzo mokrych, małych oczu.
( Ale takie jakie ja umiem zrobić - powiedziałam do siebie, w swojej głowie.)
Syn usatysfakcjonowany, jest dobrze.
Każdy robił takie w szkole i albo dostał 5 bo zrobił albo 1 bo zapomniał, lub mu się nie chciało. Innych ocen nie było, bo ktyształy po prostu wychodzą. No czasem 5- jak małe, ale jednak 5 ;P
Nasza inwencja, to barwniki spożywcze, które dały całkiem fajny efkt.
A było to tak:
Najpierw do słoiczków i szklanek Robert wsypał sól - kilka łyżek
Następnie zalałam sól bardzo ciepłą wodą a synek dokładnie wymieszał
Kolejnym etapem, było dodanie po odrobinie barwnika spożywczego do każdego pojmnika
Następnie trzeba wziąć jakiś patyczek ( fajne są nieśmiertelne szpatułki laryngologiczne, gdyż są płaskie ), nitkę, i coś do obciążenia, np. nakrętkę metalową, bo łatwo ją przywiązać i od razu spada na dno.
owinąć nitkę wokół patyczka, na końcu zawiązać nakrętkę, wsadzić nitkę do wody i czkać. My wystawiliśmy tacę ze szklankami na oszklony balkon, bo w ciągu dnia jest tam baaardzo ciepło, co przyspiesza proces krystalizacji.
Po tygodniu czekania zaobserwowaliśmy taką rzecz - kolor czerwony i fioletowy skrystalizowały się na ściankach naczynia i na powirzchni wody, także nie było nic na nitce.
Na nitce żółtej zrobiły się małe kryształki
Ale.... zielone i niebieskie wyszły nam extra!
Nie są one oczywiście tak efektowne jak te prezntowe, ale jak Tata będzie miał chwilę (dłuższą) to zrobimy też tamte :) A na razie cieszymy się naszymi słonymi okazami :) Nie mam pojęcia czemu jedne wyszły małe, drugie mikro a trzecie duże. Ale... nie chcę wiedzieć :D Dobrze, że są ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz