Pod koniec października byliśmy na Farmie Dyń. Szału nie ma jak dla mnie ale dzieciom się podobało i to najważniejsze. Jest dużo, fajnie poukładanych dyń, są zwierzątka które można pokarmić i mini labirynt ze słomy, jest trampolina.
Na koniec, przy wyjściu każde dziecko, które zapłaciło za bilet może wybrać sobie 7 kilowego dyniaka.
Wybraliśmy i my. Jednak nie wycieliśmy w niej oczu i zębów, tylko zbudowaliśmy dom. Powiem Wam że tak przytulny, że sama bym w nim chętnie zamieszkała :)
przydały się różne jesienne gadżety - łupiny od orzechów stały się łóżkami dla Robinsona i dla Myszki. Piórka pościelą. Żołędzie zapasami w spiżarni.
Przydały się jako ozdoby i jako stolik pojedyncze kolczyki, zakrętka od mleka stała się zegarem.
Zapraszamy do zwiedzania :)
Jako że jest to dynia tzw. makaronowa wiszą na ścianach bardzo klimatyczne farfocelki dające wrażenie jakby korzeni albo jakichś stalaktytów :)
I nocą. Oświetlają dynię od środka małe gwiazdki. jednak można również rozpalić na środku ognisko, gdyby ktoś chciał :)
Domkiem trzeba się bawić szybko, ponieważ po kilku dniach dynia po prostu spleśnieje ;P Z jednej strony szkoda, bo ładny a z drugiej to taka wielka dynia zajmuje jednak sporo miejsca :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz